GÓRY
Wyrazy na "Czas Zarazy" - refleksje ks. Proboszcza
„Wznoszę swe oczy ku górom, skąd nadejść dla mnie ma pomoc
Pomoc moja od Pana, który stworzył niebo i ziemię”. Ps 121
Bracia i Siostry,
Kilka dni temu świętowaliśmy 100 – lecie urodzin św. Jana Pawła II – dzień wypełniony modlitwą wdzięczności. Odżyły wspomnienia, powróciły wzruszenia. „Z Gorzenia schodzi się do Skawy. Po drugiej stronie jest Góra Jaroszowska. I tak dalej aż po Kalwarię. Co za Kopcem? Za Kopcem jest Klecza Dolna. Za Kleczą Dolną jest Klecza Górna. Za Kleczą Górną jest Barwałd, Kalwaria Zebrzydowska i już.” Tak wspominał ukochaną, rodzinną okolicę Papież – Polak. On kochał wędrówki, zwłaszcza te górskie. Góry były Jego pasją, Jego domem, Jego miłością. Tam czuł, że jest bliżej nieba.
Może byłeś kiedyś w górach, chodziłeś po ich choćby niższych partiach, choćby zielonym szlakiem, a może tylko szlakiem gastronomicznym po Krupówkach. Wszystkich zapraszam dziś w góry.
W tych dniach przypada Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Zatem najpierw Góra Wniebowstąpienia. Tu dopełnił się czas ziemskiego pobytu Chrystusa. Czterdziestego dnia od Zmartwychwstania Pan Jezus zabiera na szczyt Góry swoich uczniów i tam na ich oczach wstępuje do nieba. Tyle krótko mówi nam Pismo św. Słów niewiele, ale treść ważna. Dzięki niej, poprzez liturgiczny obchód, wraz z apostołami stajemy się świadkami triumfu Chrystusa. Nim jednak nastąpił ten dzień, najpierw była pewna noc.
Cofnijmy się o trzydzieści trzy lata. Jest chłodna noc. Wszystkie wolne miejsca w gospodzie zajęte. Do snu układają się zmęczeni trudem dnia ludzie i zwierzęta: wielbłądy, wół, osiołek, owce. Nad światem zapanowała noc. Cicha noc. Do czasu. Bo nagle błysnęło, huknęły trąby anielskie, zerwali się ze snu przestraszeni pasterze. Tej nocy nie może być ani cicho, ani ciemno, bo Bóg się rodzi! Bóg – Człowiek Jezus Chrystus przychodzi na świat.
Ileż to razy podczas ziemskiej wędrówki Pan Jezus wchodził na góry. Czytamy w Ewangelii, że kiedy wszyscy już spali, to On wchodził na górę, aby się modlić. Już na samym początku działalności, kiedy odprawiał rekolekcje na pustyni, przyszedł szatan i wziął Go na górę.
I na górze właśnie wygłosił Chrystus swoje sławne „Kazanie” zwane „konstytucją chrześcijaństwa”. Na ileż gór wchodził Pan zanim stanął na szczycie Góry Wniebowstąpienia.
Po drodze był Tabor – Góra przemienienia. Świadkami tego wydarzenia byli Piotr, Jakub i Jan. To oni widzieli chwałę Pańską, Jego przebóstwienie i im dana była łaska bycia jakby w przedsionku nieba.
Wreszcie przyszedł 14 dzień wiosennego miesiąca Nisan. Od rana było parno, burza wisiała w powietrzu. Wąskimi uliczkami świętego miasta Jeruzalem, między kupczącymi i ich straganami, poprzez ciżbę kupujących, przechodniów i gapiów przedzierał się osobliwy orszak. Na czele Kroczył urzędnik namiestnika cesarskiego niosący tabliczkę z wypisanymi na niej wyrokiem i winą „Król żydowski”. Dalej otoczony eskortą żołnierzy nieszczęsny „Winowajca”, omdlewający z bólu i wyczerpania dźwigał na własnych ramionach narzędzie swej kaźni – krzyż. Dalej szli wnoszący oskarżenie, przedstawiciele Sanhedrynu, doktorzy i faryzeusze. Za nimi Matka Skazańca i szczupłe grono kuzynek i przyjaciół. Wreszcie szedł ten, kto chciał, kto ciekawy (tych nigdy nie brakuje) i kto chciał pomóc (tych na ogół niewielu). Tuż przed ich oczami wznosiła się groźna, o kształcie czerepa Góra Golgota.
Słońce przygasło, chmury zaczęły mroczeć, zgęstniało duszne powietrze, Czas się zatrzymał.
„Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!” Granatowosine niebo przeszyła błyskawica i świat ogłuszył huk. Pierwsze opasłe krople spadły w gorący kurz. Zrazu lekki powiew wiatru z czasem coraz to bardziej niespokojny w końcu szarpnął gwałtownie . Powiało chłodem, chlusnęło wodą i nagle pociemniały świat rozgorzał ogniem błyskawic. W Jednej chwili rozszalało się pandemonium. Wreszcie ziemia, jakby przerażona tym wszystkim zaczęła drżeć i pękać. Zasłona w Świątyni rozdarła się przez środek.
I taka Górę też przyszło Panu Jezusowi zdobyć.
Niekiedy życie porównuje się do wędrówki. Chcemy czy nie wśród wędrówek są także górskie kryteria. Góry to wzniosłe idee, śmiałe plany, odkrywcze pomysły, wysiłek woli, poświęcenia, samodoskonalenia. Góry to także zaszczyty, sukcesy, osiągnięcia, kwalifikacje i specjalizacje. Góry to też granice bólu, wytrzymałości, ostateczności. Wreszcie można osiągnąć – ale tego nikomu nie życzymy – szczyt głupoty, hipokryzji, podłości.
W końcu każdy z nas jest powołany przez Boga, aby zdobywał szczyty świętości. A tu potrzeba siły, pracy, aktywności, trudu, cierpienia. Trzeba być gwałtownym w zdobywaniu tych gór. Trzeba być gorącym, trzeba być żywym. Nie wolno być nijakim, obojętnym, letnim.
Starożytni mawiali ”navigare necesse est, vivere non est necesse” tzn. żeglowanie jest koniecznością, życie nią nie jest.
Patrzmy na Wielkiego Gazdę św. Jana Pawła II jak zdobywał szczyty. On tylko szedł za swoim Mistrzem, który pierwszy osiągnął wszystkie szczyty, a na Golgocie zatknął sztandar zwycięstwa.
A co tam słychać u Ciebie mój alpinisto. Czy jesteś już pod szczytem K2? Czy masz ze sobą niezbędny profesjonalny sprzęt?
Jeśli jesteś dopiero w połowie drogi lub niżej nie martw się. Nawet jeśli jesteś dopiero u podnóża nie trać ducha. Najważniejsze, abyś zrobił pierwszy krok i kolejny, ale zawsze w górę. Kierunek wytyczył nam Chrystus.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch św.
Ks. Wojciech Gnidziński