JAK PUŁKOWNIK LIPIŃSKI...
Wyrazy na "Czas Zarazy" - refleksje ks. Proboszcza.
Siostry i Bracia
Jeszcze w lutym miałem zaszczyt gościć na plebanii p. prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Było to spotkanie robocze przed planowanymi na wakacje pracami zespołu IPN na naszym cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej. Spoczywają tam szczątki bohaterów – męczenników pomordowanych w katowniach UB i NKWD na terenie Warszawy w latach 1945 – 56.
Przy tej okazji otrzymałem od Pana Profesora miły prezent – audiobook z tekstem pamiętników płk. Wacława Lipińskiego. Płk. Lipiński był szefem propagandy przy sztabie obrony Warszawy podczas oblężenia jej we wrześniu 1939r.
Postać autora pamiętników przepiękna. Niestrudzony głos nadziei płynący z fal eteru prawie do końca obrony Warszawy. Krzepił serca warszawiaków, którzy cenili go na równi z prezydentem Stefanem Starzyńskim. Godne podziwu i szacunku są pełne spokoju i kompetencji, niepozbawione szczypty humoru codziennie przemówienia pułkownika do spragnionych otuchy i informacji przerażonych mieszkańców Warszawy, na których bywało, że dzień i noc spadał deszcz ognia i siarki.
Bóg jedyny wie jak zachowaliby się doświadczani wojenną pożogą ludzie bez tej codziennej porcji nadziei. To, że nie wybuchł atak powszechnej paniki wśród ludności cywilnej stolicy w dużej mierze zawdzięczamy płk. Wacławowi Lipińskiemu.
Warszawiaków czasu Oblężenia z września 1939r. i nas dzisiaj wbrew pozorom łączy wiele. Oto żyjące w spokoju i względnym dostatku miasto w środku Europy, pełne radości życia i poczucia bezpieczeństwa („Niemcy to kulturalny naród, a Hitler nie jest idiotą”, oraz „Francja i Anglia idą nam z pomocą”) zmieniła się w śród piekle gdzie walą się wielokondygnacyjne domy, płoną szpitale i kościoły, brakuje wody i żywności, a na ulicach leżą trupy. I to wszystko dzieje się z dnia na dzień.
Czy nam to, aby czegoś nie przypomina?
Jeszcze na początku marca tętniące życiem miasta, spokojnie płynie czas na wsiach i osadach. I nagle 4 marca pierwszy zarażony, potem pierwszy zmarły, a potem... Wiemy, co potem.
Dziś można powiedzieć sytuacja jest nomen omen śmiertelnie poważna, a co będzie Bóg jeden wie.
Kiedy 1 Września 1939r. pierwsza bomby spadły na Warszawę, żona płk. Lipińskiego Ola wołała na męża by schodził do schronu. Stary wiarus golił się akurat i z flegmą angielskiego lorda odparł, że nie będzie zmieniał swoich przyzwyczajeń tylko, dlatego, że wybuchła wojna.
W latach 90 – tych ukazała się książka pt.: „Arystokracja”. Był to wywiad – rzeka przeprowadzony przez red. Marka Millera z hrabianką Marią Branicką – Wolską, córką ostatnich właścicieli Wilanowa. Pani Maria opowiadała m.in. o losach przedstawicieli pierwszych domów Rzeczypospolitej wywiezionych na Syberię, Gdy wygnańcy dotarli na miejsce, zaraz na początku, ktoś znaczący, bodaj książę Radziwiłł zobowiązał wszystkich towarzyszy niedoli, aby nie tracili „klasy”. Okoliczności nadzwyczajne nie zwalniają nas z obowiązku bycia przyzwoitymi.
A dziś, gdy sytuacja jest nadzwyczajna par excellence (chyba mi się od arystokracji udzieliło) mamy obowiązek bycia dobrymi rodzicami, nauczycielami, lekarzami, ministrami, chrześcijanami. Pomimo utrudnionego dostępu do sakramentów św. nikt nas nie zwolnił z codziennego pacierza, uczestnictwa, choćby za pomocą mediów we Mszy św. a przede wszystkim z przyzwoitości. Wykorzystajmy czas „aresztu domowego”, aby pobyć razem z najbliższymi, także w sferze religijnej.
Nie lecą nam bomby na głowy, nie cierpimy głodu i pragnienia. Jesteśmy zagrożeni, to fakt. Jednak „nie traćmy fasonu” jak płk. Lipiński i inni.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch święty. Amen.
Ks. Wojciech Gnidziński – proboszcz