Wyrazy na "Czas Zarazy" - refleksje ks. Proboszcza.

Siostry i Bracia.

Podczas Uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego, przez osiem dni od Wielkanocy do Niedzieli Miłosierdzia Bożego czytamy w Ewangelii opisy Chrystofanii. Zmartwychwstały Chrystus ukazuje się swoim umiłowanym, tylko rzecz znamienna – ci do których przychodzi, nie mogą go rozpoznać. 

Marii Magdalenie wydaje się, że rozmawia z ogrodnikiem, uczniowie mylą Mistrza z przygodnym wędrowcem, łowiący ryby apostołowie sądzą nawet, że postać którą widzą jest zjawą.

Niekiedy bywa tak, że nie potrafimy w naszym życiu dostrzec Boga lub człowieka. Nie rozeznajemy, nie doceniamy tego czym Bóg nas obdarza, nie dostrzegamy jakiegoś ważnego aspektu otaczającej nas rzeczywistości. Dopiero musi się stać coś co nas oświeci, otworzy nam oczy, podziała na nas jakiś bodziec choćby tak dramatyczny i bolesny jak pandemia.

Kilka dni przed Świętami w telewizji nadali wywiad z Wielkim Ernestem Bryllem (naszym parafianinem). Mistrz Ernest z właściwą sobie mądrością i pogodą ducha zauważył, że w nowej rzeczywistości nagle odkryliśmy nierozpoznane dotąd zalety internetu czy telefonów komórkowych. Te „elektroniczne smycze”, „niszczyciele” relacji międzyosobowych z dnia na dzień stały się jedyną formą „bycia razem”. I chociaż nie zastępują prawdziwej bliskości, gestu podania dłoni, bo jak wiemy „maszyna to rzecz bez duszy”, to jednak w ekstremalnych okolicznościach ujawniły swoje nowe pożyteczne zalety.

Na szczycie wieży kościoła św. Katarzyny na Warszawskich Służewie widnieje dziwny krzyż. W odróżnieniu od klasycznego, ten ma dwa poprzeczne ramiona. Nie wszyscy dostrzegali ten szczegół. Z latami stał się elementem krajobrazu, tak że przejeżdżający lub przechodzący obok przyzwyczaili się do jego widoku.

Skąd taki krzyż – zapytamy – co wyraża, czym jest? Udziwnieniem formy, ekstrawagancją architektoniczną, niekatolicką naleciałością? 

Krzyż karawaka, bo tak właśnie się nazywa jest tzw. „krzyżem cholerycznym”, „morowym”, chroniącym przed zarazą. Ma pochodzenie  wschodniochrześcijańskie. Templariusze przywieźli go do hiszpańskiego miasta Caravaca, skąd przybył do Polski w XVI w. choć inne źródła podają, że był już u nas w XIII w. Rozpowszechniony w XVIII, XIX i na początku XX w. stawiany był w miejscach dotkniętych zarazą. 

Wspomniałem już, że czasami człowiek może czegoś nie zauważyć, nie rozpoznać. Przyznam się bez bicia, że się zagapiłem. Dopiero po pewnym czasie od wybuchu pandemii podniosłem wzrok wyżej – na krzyż, właśnie na nasz parafialny krzyż – karawakę. Tę świętą relikwię mamy już od dawna, była tu zanim dotarła zaraza i mocno wierzę, że jest tutaj nieprzypadkowo. Bóg, który jest miłością pochyla się z troską nad swymi dziećmi, zwłaszcza wtedy gdy one cierpią, gdy jest im źle, gdy się boją i uspokaja:

„Nie bójcie się. Ja jestem z Wami. W tym trudnym czasie jestem również w znaku karawaki, który stanowi przesłanie nadziei, że krzyż wybawia od śmierci”. 

A ja ośmielę się powiedzieć, że właśnie to miejsce – parafia św. Katarzyny ze swoim kościołem i tkwiącym na jego szczycie jak sztandar krzyżem – karawaką jest na czas moru znakiem Bożej opieki dla parafii i całej okolicy. Biegnijcie tu duchowo, a w lepszych czasach osobiście.

Oto i dobra nowina!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch św. Amen.

Ks. Wojciech Gnidziński - proboszcz