Ulica była niewielka do tego stopnia, że można by ją nazwać uliczką. Zaledwie kilkanaście posesji, wąska jezdnia i szczupły chodnik. A przecież coś wyróżniało ją spośród innych ulic miasteczka. Zaraz na początku, po parzystej stronie stał kościół. Naprzeciwko księgarnia. Obok niej gmach szkoły z przyległym boiskiem. Tuż za szkołą sklep spożywczy a vis a vis sklepu posterunek policji. Z posterunkiem sąsiadował bank, a całość zamykał ułożony w poprzek rozległy teren cmentarza. Aż dziw, że ten niepozorny zaułek mieścił dosłownie i w przenośni to wszystko, co człowiekowi do życia niezbędne (może przydałby się jeszcze szpital, ale ten był gdzie indziej). Spotkanie tylu ważnych podmiotów w jednym miejscu czyniło je swoistym urbanistycznym mikrokosmosem.

Siostry i Bracia

Ulica była niewielka do tego stopnia, że można by ją nazwać uliczką. Zaledwie kilkanaście posesji, wąska jezdnia i szczupły chodnik. A przecież coś wyróżniało ją spośród innych ulic miasteczka. Zaraz na początku, po parzystej stronie stał kościół. Naprzeciwko księgarnia. Obok niej gmach szkoły z przyległym boiskiem. Tuż za szkołą sklep spożywczy a vis a vis sklepu posterunek policji. Z posterunkiem sąsiadował bank, a całość zamykał ułożony w poprzek rozległy teren cmentarza. Aż dziw, że ten niepozorny zaułek mieścił dosłownie i w przenośni to wszystko, co człowiekowi do życia niezbędne (może przydałby się jeszcze szpital, ale ten był gdzie indziej). Spotkanie tylu ważnych podmiotów w jednym miejscu czyniło je swoistym urbanistycznym mikrokosmosem. 

Rozpoczął się Wielki Tydzień. Poprzez bogactwo liturgii i wagę uobecnianych tajemnic zbawczych najważniejszy okres w kalendarzu kościelnym. Kilka dni, sto kilkadziesiąt godzin skupia jak w soczewce nie tylko istotę wydarzeń paschalnych, crescendo historii zbawienia, ale także ukazuje cały wachlarz zachowań i emocji ludzkich i Bożą na nie odpowiedź. Jedyną i niezmienną od zarania – Miłość.

Wydarzenia od tryumfalnego wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy w Niedzielę Palmową do poranka Zmartwychwstania odsłaniają kalejdoskop postaw, nagłych zwrotów akcji, wręcz niesłychaną dramaturgię.

Od „Hosanna” do „Ukrzyżuj”. Od „Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie” do „nie mamy króla ponad cezara”. Są buńczuczne zapewnienia Piotra o wierności i jego zaparcie się, jest zdrada Judasza, paniczna ucieczka uczniów, boleść Matki, wierność ucznia i kilku kobiet, jest pożar cierpienia, miłosierna chusta Weroniki, nagłe nawrócenie bandyty. Są też obelgi, szyderstwa i obojętność tłumu. Św. Łukasz pisze w swojej Ewangelii: „Gdy przyszli na miejsce zwane Czaszką ukrzyżowali tam Jego...” Krótkie zdanie, trzy słowa „ukrzyżowali tam Jego...”. Ta lakoniczność może zakłócić nam prawidłową percepcję zdarzeń. Może uśpić empatię. A gdyby spróbować rozwinąć ten króciutki przekaz w takie oto na przykład zdanie: „Skatowanego i skrajnie wyczerpanego Jezusa brutalnie powalili na ziemię. Rozciągnęli go na krzyżu, który bity i popychany sam musiał wciągnąć na górę kaźni. Niczym sfora bestii rzucili się na prawie obdarte ze skóry ciało. Otwarte ścięgna i mięśnie drgały konwulsyjnie. Krępy osiłek przygniótł rękę Pana do drewnianej belki, przymierzył ostry bretnal w sam środek dłoni i spuścił nań ciężar młota”. Potem przybili drugą dłoń, obydwie nogi i podnieśli krzyż. Ciało swym ciężarem rozciągnęło rozdarte gwoździami rany i uraziło wcześniej zadane. Znów chlusnęła krew. Ucisk na klatkę piersiową zadławił Skazańca. Jezus zaczął się dusić. 

Nie próbuję epatować mocnym opisem, ale zwykłe współczucie podpowiada jak straszną treść mogła zawrzeć lakoniczna fraza „ukrzyżowali tam Jego...”. Zapewne rzeczywistość była niestety bardziej drastyczna. W kolejnym zdaniu Łukaszowej Ewangelii czytamy „A lud stał i patrzył”. Jak to możliwe, że wobec tak niewiarygodnego aktu okrucieństwa można po prostu stać i patrzeć obojętnie. 

W środku miasta autobus zderzył się z ciężarówką. Rozbite wozy, wokół potłuczone fragmenty karoserii, szkło, fruwająca na wietrze firanka w wybitym oknie autobusu. Drogówka zamyka ruch. Jakiś mężczyzna krzyczy coś do ucha policjantowi żywo gestykulując rękoma. Ratownicy przenoszą do karetki rannych. Na jezdni spod czarnej folii wystają stopy, jedna w skarpetce, druga w sportowym bucie. Nieopodal gromadzą się ludzie. Ci milczą, tamci się śmieją. Wszyscy zaciekawieni. Wielu sięga po komórki. Jedni telefonują inni rejestrują.

Bycie gapiem albo świadkiem nie należą do stałych, istotowych cech człowieka. Mogę mówić tylko za siebie, więc powiem – bywa we mnie po trochę i jeden i drugi. 

Będący w agonii Jezus modli się do Ojca nie tylko za swoich oprawców ale i za tych co stali obojętnie. „Ojcze przebacz im bo nie wiedzą co czynią”. Modli się i za mnie. Wierzę, że właśnie w tej prośbie umierającego, płynącej ze szczytu tronu męki jest moje uleczenie z choroby bycia gapiem. 

Niech Was błogosławię Ojciec i Syn i Duch św.

Ks. Wojciech Gnidziński

 

P.S. Jeśli Tobie zdarzy się być gapiem, pozwól obmyć się we Krwi i Wodzie z przebitego boku Chrystusa. Bądźcie zdrowi świadkowie Zmartwychwstania.