PARAKLET
dodano: 30.05.2020Wyrazy na "Czas Zarazy" - refleksje ks. Proboszcza
Siostry i Bracia,
Ta historia wydarzyła się w zeszłym stuleciu, a nawet tysiącleciu, kiedy polskie drogi przemierzały takie cuda motoryzacji jak Fiat 125p, Polonez czy Fiat 126p zwany maluchem.
Pewien szczęśliwy posiadacz ostatniego z wymienionych aut, późnym jesiennym wieczorem poruszał się swoim wozem leśną szosą. Podróż upływała w miłym nastroju, w samochodzie było ciepło, z radioodbiornika płynęły dźwięki muzyki, a do pokonania zostało jeszcze tylko około 20 km.
Nagle, ni stąd i z owąd auto osłabło, światła przygasły, a na pulpicie zaświeciła się kontrolka ładowania akumulatora. Noc, las, zdychający samochód, a pojęcie „komórka” kojarzyło się wówczas w Polsce wyłącznie z gospodarczym pomieszczeniem na węgiel lub kartofle, albo tą szarą w mózgu. Nie ma co. Urocza sytuacja. Zwłaszcza, że pojazd wciąż zwalniał i przygasał. Na szczęście, „pary” maluszkowi starczyło w sam raz tyle, by wytoczyć się na skraj lasu. Fiacik – gracik ostatnim agonalnym wysiłkiem podczołgał się pod tablicę oznaczającą początek miejscowości i „oddał ducha”.
- Dobre i to – pomyślał kierowca – Muszę znaleźć telefon i wezwać pomoc.
Długo by mówić co przeżył pechowy szofer szukając pomocy we wsi pogrążonej w pierwszym śnie. Do telefonu nie dotarł, za to gdy po raz kolejny cudem unikając pożarcia przez psy zastukał w kolejną szybę, okno nieznacznie uchyliło się. Krótka wymiana zdań i po chwili z budynku wyszło kilku mężczyzn.
Bez trudu wtoczyli fiacika najpierw na podwórze, potem do garażu. Po pewnym czasie policzyli za wymianę regulatora napięcia i zwrócili sprawne auto. Wszystko zakończyło się szczęśliwie, choć sytuacja była na tyle dziwna, że nasz bohater postanowił wrócić na „miejsce zbrodni”. Tym razem, za dnia odwiedził ową wieś i gdy zbliżył się do miejsca, w którym niedawno udzielono mu pomocy, szczęka sama opadła ze zdziwienia. Nad bramą wjazdową do znanej posesji ujrzał niewidoczną w nocy tablicę z napisem: elektromechanika! Proszę mi wierzyć, to wydarzyło się naprawdę.
Gdy w raju pierwsi rodzice przez swój upadek wykluczyli się z porządku miłości Bożej, znaleźli się na zewnątrz raju i zatrzasnęli za sobą drzwi, zasmucony Bóg pocieszył nieszczęsne ludzkie plemię. Skarcił złowrogiego szatana zapowiadając ostateczne zwycięstwo nad nim Niewiasty i Jej Potomstwa, czyli Chrystusa: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej. Ono zmiażdży ci głowę...” Rdz 3,15. Te krzepiące słowa tradycja Kościoła nazwała Protoewangelią, czyli pierwszą dobrą nowiną o zbawieniu.
W 1534r. parlament angielski uchwalił akt supremacji ustanawiający króla Henryka VIII głową Kościoła narodowego i wyłączający Anglię z organizmu Kościoła Powszechnego. Jednocześnie w tym samym 1534r. św. Ignacy Loyola zakłada w Paryżu Zakon Jezuitów, który przez wieki wydał zastępy świętych (także polskich), a którego wysiłków w obronie zachowania czystości doktryny katolickiej nie sposób przecenić.
Przenieśmy się do początku wieku XVIII na rodzimy grunt. To czasu saskie, złe dla naszej Ojczyzny. Obszar Polski, choć neutralnej, staje się teatrem działań militarnych. Nasze ziemie depczą buty żołnierzy rosyjskich, saskich, szwedzkich. Przez tereny Rzeczpospolitej ponownie przetacza się pożoga wojenna, która oczywiście nic dobrego nie przynosi (np. w 1702 spłonął zamek na Wawelu). Na domiar złego skonfliktowana z Królem Augustem II Sasem szlachta występuje zbrojnie i od 1715 do 1717 trwa wojna domowa. Kraj pogrąża się w gnuśności, pijaństwie i prywacie. Upadają dobre obyczaje. W wyniku tzw. „Sejmu Niemego” (1717r.) Polska znalazła się po raz pierwszy pod protektoratem Rosji. I właśnie wtedy, w roku 1717 na Jasnej Górze przy udziale 150 tys. wiernych ma miejsce koronacja cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Ta sytuacja jest jakby antycypacją czasów II wojny światowej i słów Hansa Franka o wygasłych nad Polską światłach i jedynej dla Polski nadziei – Panienki Częstochowskiej.
W najbliższą niedzielę Zesłanie Ducha św. Znamy z Pisma św. opis tej sceny, a liczne przedstawienia plastyczne utrwaliły ją na obrazach czy freskach. Do dnia Pięćdziesiątnicy apostołowie zamknięci w Wieczerniku byli pogubieni, wystraszeni, załamani. Sytuacja zmieniła się radykalnie, kiedy zstępuje na nich Duch Boży. Stają się nowymi ludźmi – odważnymi, świadomymi, uświęconymi. Niepokoje i smutki znikają w jednej chwili, bo napełnia ich zapowiadany przez Pana Paraklet. To greckie słowo oznacza pocieszyciela, ale także adwokata, doradcę.
W trudnych, dramatycznych sytuacjach ludzkości (wygnanie z raju), narodów czy Kościoła (1534r.), ojczyzny (wiek XVIII) czy zwykłych ludzi w ich życiowych problemach i cierpieniach, Bóg posyła swgo Ducha, który pomaga i pociesza. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przytoczone tu fakty są przypadkowo zbieżne. Niech sobie mówi. Takie jego dobre prawo. My wierzymy w Ducha św. „Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi, który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę...”
Na koniec, jeśli mogę coś zasugerować. Św. Jan Paweł II nauczył się w dzieciństwie modlitwy do Ducha św. i odmawiał ją codziennie. Może my też sięgniemy po nią i tych kilka zdań przyjmiemy jako nasze własne.
Duchu Święty, proszę Cię
o dar mądrości do lepszego poznawania
Ciebie i Twoich doskonałości Bożych,
o dar rozumu do lepszego zrozumienia
ducha tajemnic wiary świętej,
o dar umiejętności,
abym w życiu kierował się zasadami tejże wiary,
o dar rady, abym we wszystkim u Ciebie szukał rady
i u Ciebie ją zawsze znajdował,
o dar męstwa, aby żadna bojaźń ani względy ziemskie
nie mogły mnie od Ciebie oderwać,
o dar pobożności, abym zawsze służył
Twojemu Majestatowi z synowską miłością,
o dar bojaźni Bożej, abym lękał się grzechu,
który Ciebie, o Boże, obraża.
Niech Was błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch św.
Ks. Wojciech Gnidziński - proboszcz